niedziela, 4 sierpnia 2013

Out side ...

No i ponownie powracam. Może tylko dzisiaj, może znów na parę dni, a być może na dłużej. A skoro sam nie potrafię odpowiedź na tak proste i trywialne pytanie, na pewno nikt inny na nie mi nie odpowie. Tak więc, po co tutaj przyszedłem. Do tego jakże smutnego miejsca. Jak na to patrze, widzę jedynie to, co było przykre. Może chce w jakiś sposób wrócić do pisania, a może po prostu potrzebuje miejsca, w którym będę mógł zamknąć myśli i uczucia. Sam nie wiem. Może to i źle, a być może dobrze. Na to również nie znajduje odpowiedzi. Może zapisze to co najważniejsze, nim umknie mi to z głowy w natłoku tych przelewanych w ether słów. Kolejna kłótnia. Niby o nic, a jednak. I mój wspaniały umysł przywołuje rozmowy sprzed kilkunastu dni. O tym, że miłość to czasem również wymaganie czegoś od kogoś. Wymaganie ... hmmm ... nie pasuje jakoś mi to słowo. Może oczekiwanie. Tak, to już lepiej brzmi. Mimo tego, że miłość jest bezinteresowna, to jednak wymaga czegoś od drugiej osoby. Na pewno znalazłby się jakiś katolik, który zacząłby krzyczeć, że Bóg kocha bezinteresownie. Ale czy nie wymaga on od nas w zamian pełnego posłuszeństwa? Głupota, a jednak jak się nad tym zastanowić, to coś w tym jest. Tak więc, kochać to oczekiwać. Czekać na gest, na słowo. Czekać na wysłuchanie. Na mały prezent, bądź też na mały gest. Usłyszałem zbyt wiele przykrych rzeczy memu sercu i duszy, być może co blokuje mi teraz racjonalne myślenie. A jednak mimo to nie czuje złości. Nie jestem zły, ani wkurzony, nie można nawet powiedzieć, że się odwdzięczę pięknym za nadobne. Jest mi po prostu przykro, a co za tym idzie, moje wnętrze jest w kawałkach. Znowu powracają słowa o tym, że nie warto. Że jest się wykorzystywanym oraz, że tak naprawdę, nikt o ciebie nie dba. Może przejaskrawiam i przesadzam. Może ten stan głupoty i beznadziejności, połączony z nadmierną tęsknotą wywołuje we mnie te odczucia. Sam już nie wiem. Nie wiem kim jestem dla innych, a przede wszystkim, kim jestem względem siebie. Z początku ten wpis miał być czymś w rodzaju dowodu. Miał świadczyć o tym, że nie okłamuje sam siebie. Ale skoro przeczytałem kilka wcześniejszych postów, to sam nie wiem, co jest już prawdą. Będę starał się utrzymać swoje ideologiczne wartości. Bezinteresowność, prawdziwą miłość, może zacznę wierzyć w przyjaźń znowu. Postaram się wrócić tutaj za kilka dni. Może przedstawię prawdziwy obraz tego kim jestem. A może będzie to kolejny wpis załamanego człowieka.

poniedziałek, 9 kwietnia 2012

Strong and weak




Jep. Powracam tutaj bo … dokładnie … mam chujowy dzień i nie wiem gdzie się podziać z własnymi myślami. Dlaczego? Cóż … bo jestem debilem. No może przesadnie powiedziane … nie! Powiedziane dokładnie tak jak miało to zabrzmieć. Ehhh … czasami zastanawiam się jak to się dzieje, że jestem w stanie spieprzyć tak proste rzeczy, jak powiedzenie „wszystko będzie dobrze” lub „nie martw się”. Przecież to tylko trzy słowa. Nic więcej. A jednak … dlaczego kojarzą mi się bardziej ze słowami dobijającymi niż wspierającymi. Taka moja wewnętrzna … dziwność.

Potrzebuje kogoś, by móc pogadać. Jednak gdzie nie spojrzę zostaje sam. Z dość prostego powodu. Wiecie jaki to powód? Dokładnie. To ja. Sam jestem powodem tego, że pcham się tutaj, w pustkę. Zapytać można dlaczego. Cóż. To pytanie, na które jeszcze nie znam odpowiedzi.

wtorek, 6 grudnia 2011

Carnage ...


Nie wiem dlaczego mam dzisiaj straszliwą ochotę coś zniszczyć. A nawet dokładniej ujmując sprawę, zniszczyć kogoś. Zmiażdżyć, upokorzyć, po prostu zabić. Ciało gdzieś zakopać, by nikt już więc nie odnalazł. Mam ochotę iść przez ulicę i strzelać do ludzi. A jeszcze bardziej wyeliminować pewne osoby, które nie mają szacunku do nikogo innego prócz siebie. Samolubnych drani, kierujących się tylko słowami „ja”, „moje”, „dla mnie”. Ludzi udających zainteresowanie i własną wyjątkowość, tylko po to, by inni myśleli, że są wyjątkowi, magiczni. Że niby są w stanie spełnić marzenia, gdy tak naprawdę, żyją jak każdy inny szary człowiek.

Dlaczego to zło tak bardzo we mnie narasta? Dlaczego mam takie myśli? Dlaczego coraz ciężej przychodzi mi wybaczanie i bycie dobrym? Czy to jest początek końca?

poniedziałek, 5 grudnia 2011

Humans ...


Hmmm … jakby to ująć. Ludzie definitywnie nie wiedzą czasem co należy robić, czy powiedzieć, a czego nie. Mają pretensje do innych o rzeczy wręcz banalne. Atakują jakby człowiek nie wiem co mu zrobił, zaś sam pakuje się z buciorami w czyjeś życie. To dziwne i zarazem … głupie. Jak zresztą cała natura ludzka. Ale co ja mogę na to, całego świata sam nie zmienię. Nie zmuszę innych by przestali robić to, co robią. Nawet jeżeli bym miał racje oni i tak będą postępować po swojemu. Wręcz skąd u nich biorą się te wyrzuty, te ataki. Dlaczego nie potrafią podejść do tego na spokojnie. Ehhh … nie pojmuje niektórych ludzi, a dzisiaj definitywnie nie mam siły im uświadamiać w jakim są błędzie. Czuje się tym wszystkim zmęczony. Ale jeszcze wytrzymam. Ciekawe jak się poczują jak pewnego dnia przestanę się hamować.

niedziela, 4 grudnia 2011

From Good too Worst


I tak oto, codzienna notka z sierpnia stała się comiesięcznym wpisem z 2011roku. Możliwe, że nie jest to ostatni mój wkład w ten … świat. Przynajmniej nie w tym roku. Jednak czas na pewno to zweryfikuje. Chociaż. To ja to zweryfikuje, czas tylko pokaże, ile minęło od tego do następnego razu. Ale to nie jest tak ważne. Przynajmniej nie na tą chwile.

Czasami mam wrażenie, że jestem tylko elementem zastępczym całej układanki zwanej życia. W świecie każdego, kogo poznałem, zawsze byłem tylko i wyłącznie elementem zastępczym. Dlaczego tak się dzieje? Przypominają mi się dawne rozmowy. Gdy przy piwie, jednym bądź dwóch, siedzieliśmy na dachu wpatrzeni w gwiazdy. I za każdym razem było tak samo. Osoba ta była, jest mi najbliższa bo zawsze mogę z nią coś tam. Za kilka dni, czy przy następnym spotkaniu. Ta inna osoba jest dla mnie najważniejsza. I tak za każdym razem. Rotacja się zmieniała. Byli to inny ludzie, jednak nigdy nie było ani słowa o mnie. Egoistyczne to jak cholera, jednak jak tego nie wyrzucę z siebie, to mnie to zniszczy. Nawet jak rozmawiam z kimś na odległość, nadal jest tak samo. Rozmawiam z nim/nią, sprawdzam czy odpisał/odpisała mi, ciekawe co u niej/jego. Wiem, że nie mogę być przy tej osobie, ale dlaczego zawsze jestem na tym kolejnym miejscu. Albo dlaczego mam takie odczucie. Chciałbym być czasem duchem, stanąć za czyimiś plecami i patrzeć jak jego dzień mija. Czy tęskni, czy mu zależy, czy „żebrze o moje zainteresowanie”, a ja jestem tym złem, które nie patrzy na innych.

I tutaj pojawia się pytanie, które męczy mnie od pewnego czasu. Co jeżeli osoba dobra staje się złą? Co jeżeli jej wartości umierają, a ona staje się bezwzględna, złośliwa? Co jeżeli przestaje wierzyć i zamiast szerzyć dobra, szerzy zniszczenie? Czasami sama wewnętrzna siła nie wystarcza. Czasami niemy krzyk o pomoc nie zostanie usłyszany. Na właściwy zaś nie mamy już siły. Może jednak wewnętrzna siła wystarczy, może jej jednak zająć to naprawdę długo przebicie się przez tą całą ciemność.

Wygląda na to, że tym razem to ty masz przewagę Rasho.

środa, 9 listopada 2011

Daubts ...


Wątpliwości pojawiają się zawsze znienacka. Najmniej się ich spodziewamy, a tutaj niespodzianka. Często podważają podłoże naszego życia. Biorą się z niczego, czegoś nawet najmniejszego, błahego. W wywołują lawinę myśli, czasem nawet i czynów, które jak wszystko, ma swoje konsekwencje. Problemem jest to, skąd się biorą. Dlaczego naszą naturą jest wątpić. Wątpimy we wszystko. W świat, w rząd, w ludzi, w tych których kochamy, w rodzinę, a przede wszystkim, dlaczego wątpimy tak bardzo w nas samych.

Nie poruszam tego, jak wątku o naturze wyrzutu. Raczej jako przemyślenia osoby, która definitywnie ma zbyt duże predyspozycje to wątpienia we wszystko i wszystkich. Zastanawia mnie to. Zwłaszcza dzisiaj. I nie bardzo potrafię znaleźć odpowiedź na to. Jest tyle pięknych rzeczy. Nie tylko na świecie, ale w ludziach. W tych których kochamy i w nas samych. Więc skąd wątpliwości. Skąd ta natura do psucia tego, co dobre. Co szczęśliwe. Co daje nam chęć do podążania dalej.

Dziwna jest natura ludzka. Nie ta biologiczna, lecz ta duchowa. Ta co żyje w nas w środku. Pragniemy szczęścia. Śnimy o nim i marzymy. Próbujemy osiągnąć je, często dążąc po trupach. A gdy przybliża się do nas chociaż o krok, zaczynam wątpić. Może wątpliwości nie są takie złe. Na pewno nie są złe, gdy ukazują nam nowe światło. Złem zaś są, gdy niszczą nas od środka i są powodem zniszczenia wkoło. Dlatego jedyny słuszny wniosek na jaki mogę teraz wpaść. Jeżeli już musimy wątpić, nie postępujmy zbyt pochopnie. Wierzmy dalej w ludzi, nawet jeżeli może to być zgubne.

poniedziałek, 10 października 2011

Hatred ...


Kolejna notka od bardzo dawna. Pewne sprawy się zmieniły, pewne zaś nie. Czy na lepsze, czas na pewno pokaże. Na razie jednak chciałbym coś napisać od siebie. Kolejne moje przemyślenia. Mam nadzieje, że nie będą one kolejnym użalaniem się nad sobą, jak to miało miejsce w poprzednich wpisach. Cóż, również to nie należy do mojej weryfikacji. Najprędzej waszej, o ile ktokolwiek tutaj jeszcze zagląda.

Ostatnio zacząłem się zastanawiać nad ludzką nienawiścią. Jest jej tyle wkoło, że czasami aż mnie to przeraża. Dlaczego ludzie tak postępują? To jest chyba najważniejsze pytanie, jakie należałoby zadać na początku. Przecież każdy z nas nie lubi, jak ktoś go nienawidzi. Jedni owszem, mają to w wszech pojętej „dupie”, jednak nadal, a przynajmniej tak mi się zdaje, nie lubią tego uczucia. Bo jak można lubić uczucie zła płynące od drugiej osoby. Jest to dla mnie nie pojęte, nie ważne jak bardzo bym się starał to zrozumieć czy pojąć. Ogólnie też zastanawia mnie, jak ludzie „rozdają” swoją nienawiść na prawo i lewo. Owszem, rozumiem sytuacje jakieś straszliwej zdrady, bądź krzywdy. Chociaż nie zgadzam się z ideami zemsty i zadośćuczynienia. Zwłaszcza tą najgorszą drogą. Często zdarza się, że niektórzy z naszego gatunku nienawidzą innych nic o nich nie wiedząc. Uważając ich za najgorsze … bytu chodzące po tej ziemi. Często poniżając tych ludzi i im ubliżając. I to wszystko są ludzie, którzy co niedzielę w kościele powtarzają „i odpuść nam nasze winy jak i my odpuszczamy naszym winowajcom”. Czy to nie jest hipokryzja. Nie mówię, że powinniśmy zapominać. Bo to nie prowadzić do niczego. Nie mówię też, aby za złe uczynki nie było kary, bo to byłaby niesprawiedliwość. Chociaż kwestia sprawiedliwości jest dość umowna w naszych jakże szalonych czasach. Po prostu chodzi mi o jedną prostą rzecz. Czasem ludzie popełniają błędy. Czasami są to małe wypadki, czasem wielkie. Jednak są oni ludźmi ja my. Każdy z nas popełniał, popełnia i najpewniej będzie popełniał błędy. Nic na to nie poradzimy. Musimy jedynie pracować nad sobą, przejmować konsekwencje naszych decyzji i czynów, żyć dalej najlepiej jak potrafimy. Dla tych których kochamy, jak również dla nas samych. A jeżeli ktoś popełni błąd, nie przekreślajmy go. Może miał zły dzień, nie chciał tego. Może coś się stało, co spowodowało to wydarzenie. Może to nawet być nasza wina po części. Dlatego też nauczmy się wybaczać i dawać szansę. Jeżeli będziemy ludziom pokazywać dobro i czynić dobro, może w końcu zrozumieją swój błąd. Złem na pewno tego nie naprawimy. Zastanówmy się nad tym chociaż przez chwilę. Zła złem nie pokonamy. Ono napędza się samym sobą. I chociaż walka ze złem przy użyciu dobra może nie być skuteczna na pierwszy rzut oka, pamiętajcie, jest jedynym słusznym wyjściem. Bądźmy dobrzy dla siebie nawzajem. Ten świat jest tym, co do niego wkładamy. Więc włóżmy dobro do niego, a nie zło.

niedziela, 18 września 2011

Something about me ...


Alkohol. Tak bardzo wpływa na naszą psyhikę. Tym bardziej, że wyciąga z nas to, co leży najgłebięj w naszej duszy. Tak, słowa akurat teraz są dobiera celowo. Gdyż czym jesteśmy jeżeli nie duszą. Ciało przeminie, a właśnie w duszy zachowamy to, co było w nas najcenniejsze. Dlatego uważam, że jestem bardziej duszą, niż ciałem. I właśnie też dlatego piszę tego bezsensownego posta, który będzie widniał w necie już na zawsze, a osobom do których jest mierzony, nigdy nie przejdzie przez myśl aby go przeczytać.

Świat jest dziwką. Nie ważne jak bardzo się będziemy starać go naprawić, zawsze taki będzie. Nie ważne kogo dążymy jakim uczuciem, często ta osoba właśnie nie będzie chciała mieć z nami nic wspólnego. Nawet jeżeli ofiarujemy jej nasze całe jestestwo. Nie tylko życie, ale coś więcej. Całą naszą egzystencję. Tak, to akurat jest trafne słowo w tym poście. Przecież jeżeli ktoś nas kocha ponad wszystko, jest gotowy poświęcić dla nas wszystko lepiej go zgnieść, mieć jego uczucie w dupie i dalej użalać się nad sobą. Mimo tego, że jesteśmy w tysiąc razy lepszej sytacji. Przecież ten ktoś nas kocha, w porównaniu do tej innej osoby. Jej już nie kocham, więc mam gdzieś co się z nią stanie. Mimo że powtarzane było przez tyle, że ją kocham. To już się nie liczy. Po prostu to jest rozdział który już się skończył. Tak jest łatwiej. Lepiej żyć z tym nowym uczuciem, niż pielęgnować stare. Wiem, że jestem teraz dupkiem i brutalnym chamem, ale nie potrafię inaczej. Może dlatego, że będąc wstawionym inaczej nie potrafię. Może też w jakimkolwiek stanie bym nie był, nie potrafię przestać jej kochać. Nawet jeżeli ma mnie gdzieś i nie chce zamienić ze mną dwóch słów. Kocham ją i jestem gotów cierpieć za nią. To głupie, ale tak jest. Niestety. Nazwijcie mnie głupcem, idiotą. Nie dbam o to, zawsze będą ją kochał.

środa, 14 września 2011

From the dead ...




„Spójrz na siebie w lustrze. Kogo widzisz? Czy to osoba, którą chcesz być? Czy może to ktoś inny, kim miałeś być? Osoba, którą powinieneś być, ale nie udało się. Ktoś mówi Ci, że nie możesz, albo nie zrobisz tego? Bo możesz. Uwierz, że miłość tam jest. Uwierz, że marzenia spełniają się każdego dnia. Bo tak jest. Czasami szczęście nie pochodzi od pieniędzy, sławy czy władzy. Czasami szczęście pochodzi od dobrych przyjaciół i rodziny. I z cichej szlachetności wiedzenia dobrego życia. Uwierz, że marzenia spełniają się każdego dnia. Bo tak jest. Więc spójrz w lustro i przypomnij sobie, aby być szczęśliwym, bo zasługujesz na to. Uwierz w to. I uwierz, że marzenia, spełniają się każdego dnia. Bo tak jest.”

Znalazłem dzisiaj taki tekst. Cóż nie wiem co mam powiedzieć względem niego. Po pierwsze dawno mnie nie było z mojej własnej żałosnej winy. Po drugie ten tekst, choć taki prosty i trafiający w serce, nie potrafi mnie pocieszyć. Sam nie potrafię się pocieszyć. Nikt nie potrafi. Z jednej strony, to dobrze. Z drugiej … nie. Nie wiem dlaczego w moim życiu wszystko tak się skomplikowało. Jedni twierdzą, że to z mojej winy. Inni, że to jej wina. Prawda jest raczej gdzieś pośrodku. Pytać możecie dlaczego? Cóż, ja wiem że nie jestem idealny. Bardzo daleko mi do tego określenia. Wiem, a przynajmniej wmawiają mi to, że nie wszystko jest moją winą. Że to nie tak, że to całe zło ja sprowadziłem na siebie, a to cierpienie, to moja pokuta. Cierpienie które nie ustaje, cierpienie które nie znika. Cierpienie, które nie mogę zagłuszyć, alkoholem, snem, rozmowami, pracą, bólem fizycznym. Ono zawsze powraca. Zawsze, gdy tylko pojawia się myśl: „Chyba już dobrze. Będzie już dobrze.” I właśnie wtedy, jak rozpędzony lodołamacz wbija się w moją głowę, w moje serce, w moją duszę, we mnie. I po raz kolejny ciska mnie na samo dno. Aby mnie wyśmiać za marzenia. Aby wyśmiać za ideały. Aby wyśmiać za wiarę w rzeczy i uczucia, które nigdy nie zaistnieją.