poniedziałek, 14 czerwca 2010

The luminous moon will take us high over ground



Notka z 11 czerwca. Tak kolejna spóźniona. Cóż dużo mówić. Były mojej urodziny. Dzień niemal jak co dzień. Nie mniej jednak okazało się, że wielu ludzi pamiętało o tym moim, prywatnym, święcie. Z jednej strony mnie to cieszy, z drugiej zaś zastanawia. Wiem, że spora część z nich dowiedziała się albo od znajomych, albo z NK, albo z gadu. Cóż, widzę że coraz mniej osób tak naprawdę pamięta samych z siebie. Zresztą czy to ważne, ci co pamiętają są najważniejsi. I właśnie wam dziękuje najbardziej. Za samą pamięć, bo to bardzo ważne.

Jeżeli chodzi o przebieg dnia, to początek był całkeim dobry. Zakończenie, jak już zwykle ma miejsce w tym dniu co roku, było zjebane. O ile końcówka zaczęła się dobrze, tak samo zakończenie było zjebane. Nie chce mi się nawet o tym gadać, bo szkoda słów. Niektórzy ludzie po prostu nie mają szacunku do nikogo, w tym samego siebie, a od innych go wymagają. Cóż, kolejne osoby definitywnie straciły w moich oczach. Zresztą ... a znowu się rozpisuje.

Tak więc po urodzinach. Czy jakieś przemyślenia. Hmmm ... brak. Jakieś cele? Hmmm ... uszczęśliwić kobietę, którą kocham. Być dobrym chłopakiem, przyjacielem. Coś od siebie? Hmmm ... raczej tym razem nie.

Tak więc cya next time.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz